Kalendarz

Marzec 2024
P W Ś C P S N
« maj    
 123
45678910
11121314151617
18192021222324
25262728293031

Sponsorzy

Dziękujemy naszym sponsorom:

Antoni Madro

Tadeusz Krafft

Marek Placek

Krzysztof Lasek

Marek Rządkowski

Chester Piłat

Wyniki meczów

10/27/19
Guinness vs. RoyCra vs. 2:3
Br. Wałęga, Pudełko, Samobójcza

Historia Royal Wawel over 30

Wstęp:

W roku 1986 (jesienią) z inicjatywy: J. Drewicza stworzono Zarząd z myślą o zorganizowaniu drużyny piłki nożnej z byłych zawodników Klubów polskich, którzy przebywają w Chicago.

W skład Zarządu weszli:

Kurek Zygi – Menager

Drewicz Jerzy – Capitan

Czarnecki Casy – 1 Coach

Deptuch Andy – 2 Coach

Drużyna przyjęła nazwę: Royal Wawel S. C. Team Over „30″

Zawodnicy:

1. Adamczyk Lester

2. Sojka Stanly

3. Karpiel Andy

4. Plewa Andy

5. Turecki Andy

6. Zamojdzik Rychy

7. Odsterczyk George

8. Obarzanowski Kris

9. Kojs Tad

10. Deptuch Andy

11. Drewicz Jerry

12. Panek Joe

13. Panek John

14. Tylka Wolly

15. Czarnecki Casy

16. Siwiec John

Rozpoczęli grać od stycznia-kwietnia 1987r. w rozgrywkach Halowych, kontynuując nadal grę na boiskach otwartych.

Wyniki uzyskane przedstawiają TABELE.

Pierwsza Drużyna Royal Wawel -Over 30-

1986

pierwsza_druzyna_over30

stoją: menager Zb. Kurek – A. Turecki – A. Karpiel – St. Sojka – J.Odsterczyl – R. Zamojdzik – A. Deptuch

poniżej: J. Panek – K. Czarnecki – T. Kois – K. Obarzanowski – J. Drewicz (kapitan)

JEST TAKI KLUB…

Na sportowej mapie polonijnych klubów piłkarskich są i takie, w których najstarszy zawodnik, mający za sobą występy w reprezentacji Polski, liczy sobie prawie sześćdziesiąt lat, a najmłodsi dopiero co przekroczyli 30 wiosen, czyli osiągnęli limit, uprawniający ich do gry w meczach oldboyów. Ten wyjątkowy nawet na miarę polonijny konglomerat sportowych gwiazd z przeszłości z najprawdziwszymi amatorami nad podziw udanie funkcjonuje od siedmiu lat w południowej części Wietrznego Miasta. By nie było nikomu do śmiechu, spieszę więc donieść, że ta właśnie drużyna w swej krótkiej historii m.in. trzykrotnie z rzędu wygrywała turniej polonijnych zespołów, a w roku ubiegłym zwyciężyła w chicagowskiej lidze halowej MSL…

WAWEL Z CHICAGO

Dla kibiców Cracovii, Wisły czy Garbarni zawodnicy, którzy grali niegdyś, bądź występują do dzisiaj w zespole oldbojów ROYAL WAWEL, doskonale są znane. Henryk Stroniarz, Andrzej Turecki, Zbigniew Kurek, Andrzej Karpiel, Janusz Adamczyk, Krzysztof Obarzanowski, Jerzy Deptuch, Ryszard Zaniojdzik, Jan Siwiec, a także ci młodsi Adam Mikoś. bracia Marian i Bogdan Stolczykowie, Ryszard Bargieł sporo lat spędzili na piłkarskich boiskach w kraju. Ale to żaden z nich, lecz JUREK DREWICZ jest dobrą duszą drużyny, choć po raz pierwszy zetknął się na

poważnie z piłką nożną dopiero w… Chicago. W Krakowie, skąd pochodzi zapowiadał się na niezłego gimnastyka. Kiedy jednak po raz pierwszy w 1976 roku przyjechał do Stanów, Eagles, z którymi się związał, bardziej potrzebowały piłkarza niż specjalisty od ćwiczenia na drążku. Jako, że zawsze między treningami gimnastycznymi lubił bawić się futbolówką, adaptacja w Orłach przebiegała bezboleśnie, a dwuletni staż piłkarski w Chicago wypadł na tyle pomyślnie, że po powrocie do Polski dwa lata później, trafił najpierw do Cracovii, a potem do mocnej w tym czasie drużyny

Czarnych Kraków, którą trenował sam Tadeusz Parpan.

Gdy po raz drugi los rzucił go za Ocean, a było to w 1982 roku. długo nie mógł sobie znaleźć miejsca dla realizacji swych sportowych pasji. Aż wreszcie nadciągającą falę znajomych piłkarzy postanowił skupić nic tylko wokół najczęściej wspólnie wykonywanej pracy, lecz również na boisku. Z Janem Siwcem, Ryszardem Zamojdzikiem oraz paroma innymi zapaleńcami z końcem 1986 roku rzucił nieśmiało hasło założenia własnego klubu, a pomysł błyskawicznie wspólnie zamienili w czyn. Przylgnęli do znanego już szyldu Royal Wawel, ale od samego początku akcentują swą odrębność i autonomię. Tak jest do dzisiaj – w zespole gra prezes klubu – Tadeusz Kois, ale de facto kieruje drużyną Ted Dynowski. Oldboye mają swoje fundusze, sami załatwiają wszystkie sprawy organizacyjne związane z występami w rozgrywkach ligowych, sami muszą też zabiegać o sponsorów.

- Kiedy rozegraliśmy pierwszy mecz w styczniu 1987 roku, słowo sponsor raczej nic było jeszcze w modzie -wspomina Jurek Drewicz. -Zrobiliśmy zrzutkę na kostiumy i zaczęliśmy regularne składki na potrzeby drużyny. Nie mieliśmy też żadnego lokalu klubowego, w którym moglibyśmy się spotykać. Jego rolę spełniała tawerna Zbyszka Kurka, gdzie upadało się po meczach na coś chłodnego, bądź „ostrzejszego”. Rzecz jasna z umiarem, by forma nie szwankowała. A, że nie było z nią najgorzej, już w debiucie wygraliśmy ligę. Nic też dziwnego, że w następnym roku znalazł się człowiek, który zafundował nam piękne trykoty. Był nim Joe Ligas z firmy „Rymer”. a niedługo potem w jego ślady poszli Stanisław Strama i Stanisław Łukanus z Bridgeview („UMW”) oraz Krzysztof Wąsewicz z „Remax”. Do grona naszych sympatyków dołączył także Ted Dynowski, z którego inspiracji kolejny komplet kostiumów sprezentował nam właściciel maszyn grających – Don Lindy. Przyszły też chwile pięknych sukcesów na boisku. Wiatach 1988-90 triumfowaliśmy w turniejach polonijnych drużyn, w ubiegłym sezonie zwyciężyliśmy w lidze halowej, a przed dwoma laty mistrzostwa pozbawiły nas nie mające nic wspólnego ze sportem kombinacje Croatii. Przed ostatnim meczem prowadziliśmy w tabeli dzięki lepszej różnicy bramek, a po zwycięstwie 6:1 z Lights, kiedy przewaga urosła do 10goli, wydawało się. że możemy spokojnie fetować zdobycie mistrzostwa. Niestety, rywale znając rezultat naszego meczu, wygrali z Adrią 12:0!

Trenerami zespołu w tym czasie byli na zmianę Jan Siwiec i Henryk Stroniarz, który do sukcesów drużyny dorzucił kilka indywidualnych wyróżnień dla najlepszego bramkarza zawodów. Do dzisiaj, choć to rocznik 36, jest prawdziwym mistrzem zwłaszcza w bronieniu rzutów karnych. Kiedyś tak zdeprymował rywali z Massachusetts w finałowym meczu turnieju polonijnego, że ci w decydującym momencie, kiedy o zwycięstwie miały rozstrzygnąć „jedenastki”, oddali wszystkie strzały w ręce Stroniarza.

W krótkiej, acz barwnej historii tego polonijnego klubu, sporo było podobnych dramatów boiskowych, ale nic tylko. Ted Dynowski, który od jakiegoś czasu praktycznie przejął opiekę nad drużyną – opłacił część kosztów za występy „Waweli” w lidze, załatwia kolejnych sponsorów, a po każdym meczu nie omieszka zaprosić piłkarzy na drobny poczęstunek – mógłby długo opowiadać o wyczynach zawodników. Miłe wspomnienia związane są także z tymi, którzy wyjechali już do Polski. Andrzej Turecki, który obecnie prowadzi w Krakowie duży sklep delikatesowy, być może niebawem ponownie przyjedzie do Chicago. Niemniej żywe kontakty utrzymuje Jurek Drewicz z Krzysztofem Obarzanowskim i Bogdanem Stolczykiem, który otworzył w Nowej Hucie elegancką restaurację. Nieco urwał się jedynie kontakt z Adamem Mikosiem i Ryszardem Bargiełem, którzy ponoć grają jeszcze w piłkę w barwach Jadowinczanki.

- Grało w naszej drużynie wielu bardzo dobrych zawodników -kontynuuje swe wspomnienia Jurek Drewicz. – Niektórzy byli w Stanach jednak krótko, więc na ich miejsce trzeba było pozyskać nowych, a z tym nie zawsze było najlepiej. Najczęściej posiłkowaliśmy się zawodnikami z pierwszej drużyny „Wawela”, którzy ukończyli 30. rok życia. Ale też były takie chwile, że musieliśmy apelować o wzmocnienia za pośrednictwem polonijnych mass mediów. Z tych ostatnich nabytków, warto wymienić Staszka Karasia, niegdyś piłkarza Stali Mielec, a także Dariusza Celewicza, Zbigniewa Paszkiewicza, Zbigniewa Klimczyka oraz Józefa Byrdaka, który przyszedł z pierwszego zespołu. Z tym ostatnim są jednak pewne problemy po tym jak niedawno ożenił się. My nie możemy odnaleźć zawodnika, a on należytej formy…

Oczywiście Jurek mówi to z prawdziwie gawędziarskim humorem i -broń Boże – nie chce wyciągać wobec „niesubordynowanych” piłkarzy konsekwencji dyscyplinarnych. Wiadomo wszak, że to tylko zabawa. Nawet wówczas, kiedy na mecz w hali zjawia się tylko sześciu zawodników i wygrywają oni z Eagles lub wówczas, kiedy w „piątkę” ogrywają zespół Croatii. Kapitan Wawelu na moment jednak poważnieje, bo ma świadomość, że z taką frekwencją nie można myśleć nie tylko o zwycięstwach, ale i utrzymaniu klubu w ogóle. Zbyt dużo jest w nim jednak zapaleńców, by mogli oni dopuścić do zagłady drużyny. Ot, tak nie można przecież tej zabawy przerwać. Kronika skrupulatnie spisywana przez jej kapitana, ma jeszcze do wypełnienia wiele pustych kart.

Marek Latasiewicz

historia30_2Jeden z licznych radosnych momentów – Wawel mistrzem ligi.

Wyniki Over 60

10/08/19
RoyCrac vs. Rams 5:5 Br. Drewicz2,Pawula,Madro Sikora